Wstałem dziś rano,
jak zwykle zapaliłem papierosa, jak zwykle poszedłem się ogarnąć, jak zwykle zjadłem śniadanie i jak zwykle wyszedłem z domu do pracy. Po powrocie też nie zauważyłem niczego, co wzbudziłoby we mnie niepokój. Odpaliłem komputer, poszperałem w necie i bum! Dowiaduję się właśnie, że dzisiaj jest blue monday! WAT?
BLUE MONDAY!
Jakiś amerykański (pseudo)naukowiec (a wiemy jak jest z amerykańskimi naukowcami) wymyślił sobie kiedyś, że trzeci poniedziałek stycznia, to będzie najbardziej depresyjny dzień w roku. A, bo to niby pogoda zła (jakby wczoraj była idealna), a bo to ludzie zdają sobie sprawę, że nie dotrzymują postanowień noworocznych (pierwszy raz w życiu), a to trzeba spłacać kredyty za świąteczne prezenty (tego chyba nigdy nie ogarnę)… no badania musiały być bardzo skomplikowane! Wpisałem w google „blue monday” – poza przepisem na drikna (nie próbowałem, mimo że kilka ładnych lat spędziłem za barem) wyskakuje masa poradników jak sobie z tym poradzić.
Serio? Jesteśmy aż tacy podatni na manipulację innych, że szukamy w internecie jak przeżyć jeden dzień? „Wstań wcześnie, zjedz śniadanie, zadbaj o ruch, zrób coś dla siebie” – takie mądrości. Taki rzeczy, to ja Wam radzę robić codziennie a nie od święta.
Wpisu miało dziś nie być, ale jak zdałem sobie sprawę jak bardzo podatni na bzdury jesteśmy, to musiałem wyrzucić z siebie kilka słów 😉
Blue monday – całkiem fajna piosenka. Tego się trzymajmy.
Lecę na siłownię, bo dla mnie każdy monday, to przede wszystkim dzień klaty 🙂
A Wy jak przeżyliście ten straszny dzień?

czułem się zażenowany ilekroć ktoś pierdzielił o blue monday… ja robiłem bicki na siłowni, yebać depresje…
Klata i bic, to idealny zestaw 😛